Wolne Forum Gdańsk Strona Główna Wolne Forum Gdańsk
Forum miłośników Gdańska

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
"Prosto z mostu" 3 września 1939 roku
Autor Wiadomość
ArturŁukasiewic 

Dołączył: 12 Paź 2008
Posty: 58
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2008-12-10, 13:22   "Prosto z mostu" 3 września 1939 roku

Znalazłem w sieci artykuł:

Zygmunt Gałkowski

Spacer po beczce z prochu

PROSTO Z MOSTU 3 WRZEŚNIA 1939 rok

Łażę po tym Danzigu z łapami w kieszeni i gwiżdżę sentymentalną piosenkę: „Serenada włóczęgów". Oto zza węgła wyłania się jeden z nich. W czarnym mundurze SA, smukły, twardy młody człowiek. Opiera się na barierze, pod którą cieknie Mołtawa i patrzy najpierw na starego gruchota zwanego „Paul Beneke", na którym nasze babcie jeździły do Sopot. Wzrok przesuwa się po spichrzach białych i czarnych, po wodzie zielonej, po krępych dziewczynach i zatrzymuje się na żurawiu portowym, pochylonym nad nami jak zamyślony kruk. Czarny chłopak patrzy na wszystko wzrokiem obcego, dalekiego człowieka. Myśli tak w tej chwili:
— To wszystko jest do zdobycia... Jesteśmy tu po to, żeby to zrobić! No, Pollacken będziecie stąd wiali aż miło!
Potem czarny cień wydłuża się, idzie białym brzegiem wzdłuż zielonej smugi wody i ginie w gąszczu masztów i kominów. Młodzi Polacy, oparci o tę samą balustradę myślą tak:
— To wszystko jest do zdobycia... Jesteśmy po to, żeby to zrobić! No, Szwaby ,— będziecie stąd wiali aż miło!
Ten dialog pisany przez wielką artystkę: historię, jest w tej chwili głośno recytowany w Wolnym Mieście Danzigu. Tło do tego widowiska jest zaiste wspaniałe. Starożytne domy mieszczańskie, błyszczące polskim złotem z przedziwnym Uphagen Haus na czele nie są już kolorowe dla naszych oczu. Kiedyś wejście na Langer Markt było uroczystym świętem, poprzedzonym biciem serca i estetycznym wzdychaniem. Dziś z pięć razy oblazłem to targowisko imaginując sobie usilnie miejsce, gdzie w R. P. 1457 hołd miasta przyjmował J. K. Maść król polski Kazimierz Jagiellończyk. Myślałem wtedy nie bez satysfakcji: „Te budy będą się dobrze palić!" Za chwilę pytam starego Niemca w białej czapce.
— Którędy droga na Heeresanger, gdzie znajduje się akademicki dom Danzigiej Bratniej Pomocy?
Niemiec wskazuje dokładnie drogę i dodaje z małpim grymasem:
— Te polskie koszary stoją ostatni tydzień!
Dialog rozwija się dalej. Ciągle słychać dwa głosy zacięte, twarde. Już falami szerokimi i dalszymi od bałtyckich płynie ta mowa w zasłuchany świat. Echem stugębnym rozpowiedziano, rozpisano sławę miasta oprawionego w starożytne ramy, za które warto się bić. Rozmowa ta nie od dziś się toczy. Już od wieków Polacy i Niemcy wytworzyli o Danzigu pewne wyobrażenia obyczajowe i sądy, które ze strony anegdotycznej oświetlają konflikt polsko - danzigi. Chłop polski wspominając Danzig rzadko kiedy wyraża się o nim pochlebnie. W Małopolsce jeszcze dziś usłyszymy o wietrze, który dostaje skrzydeł w Danzigu, gdzie miele go diabeł Rokita w czarcim młynie. W Danzigu na odmianę „polscher Hering" oznaczał rozcieńczony ocet z cebulą lecz koniecznie bez... śledzia. Starzy Gdańszczanie wielce cenili polską swobodę bycia, ogładę towarzyską. Imponowała im zamaszystość i fantazja panów braci. Stąd pospolicie mówiono o kimś, z kim żyło się blisko i serdecznie. „Der ist nur zu paniebratsch" (Z tym jestem na paniebracie!). Polacy na odmianę nazywali Gdańszczan... śledziami. W burzliwym i podobnym do naszych czasów wieku XVI ludek danzigi za śledzia odcinał się taką piosenką:

„Przy danzigiej bramie
Pięć leży szczeniaków,
Ich ranne szczekanie
Odgania Polaków".

Trzecia strofa tego patetycznego poematu brzmi mniej więcej tak:

„Ade (adieu) ade Polacy!...
Ten wiersz jest dla was pisany.
Niechaj was wszystkich diabeł
W worek wsadzi skórzany".

Piosenka ta, rzecz oczywista, okropnie zdenerwowała Polaków, a w szczególności Kaszubów, którzy w odpowiedzi na nią używać poczęli frapującego porównania: „Ten to ma pysk jak danziga brama!". Gdańszczanie długo się nie namyślając poczęli odpowiadać, że: „W Danzigu jest się bezpieczniejszym w nocy, niż w Warszawie za dnia". Jest to oczywisty komentarz do sławnych porządków polskich, którymi od wieków zajmuje się ze złośliwym zadowoleniem satyra niemiecka. Któryś ze spostrzegawczych Kaszubów mawiał o mężu pyskatym: „Temu to język lata jak danzigiej
babie". Bardzo grzecznie Sebastian F. Klonowicz w swym „Flisie" (1595) napisał „Danzigo - Chłańsko", oddając tym słuszną miarę grodowi
nadwiślańskiemu. Nie będziemy cytować westchnień naszych poetów na temat Danziga, bo każdy znajdzie ten ogród
rozkoszy w książkach R. Bergela i W. Pniewskiego. Godzi się jednak wspomnieć o nader starożytnej i czcigodnej pieśni poznańskiej, którą około roku 1382 usłyszał na Śródce a może nad Cybiną wśród pastuszków Andrzej biskup poznański: „Królu Kazimierzu nie żyj z Prusami w zgodzie, dopóty nie zdobędziesz Danziga z powrotem".
Tak wygląda miasto niewdzięczne w przysłowiach, i starych opowieściach. Odszukujemy ślady pewnej sympatii a może i podziwu w powiedzeniu „pracować po danzigu", co oznacza robotę porządną, dokładną. Pracowicie, po danzigu zamalowano, zniszczono to wszystko co przypominało Polskę dawnych czasów. Ojczyzna nasza była, jeśli tak rzec można, danzigim ornamentem dekoracyjnym, którym posługiwano się chętnie i często.
Lepiej się przecież kupuje pszenicę i sprzedaje korzenne ingrediencje pod polskim orłem niż w cieniu swastyki, przypominającej szczególnie w jarmark św. Dominika czarny krzyżacki krzyż. Swastyka zdarła orły polskie z bramy Kramarskiej i Panieńskiej, z drzwi sieni Danzigiego Dworu.
Powyłamywano i wymęczono orły białe z krat studni Neptuna. Zginął z dworu Artusa pomnik Augusta III rzeźbiony przez Meissnera. Zwinięto w rulonik i pewnie spalono chorągiew z podobizną króla Stasia. W sali giełdowej wisiała niegdyś pod powałą tarcza z herbem Jana Sobieskiego i wdzięczny napis: „Vive Joannes III rex Poloniae".
Giną obrazy polskich królów... Wywołuje to u nas uśmiech politowania, bo. wiemy, że zabawa w ciuciubabkę obrazkową jest ulubionym sportem Gdańszczan. W dniach marcowych A.D. 1939, kiedy w Danzigu wypatrywano naszych znaków, poginęły nagle z witryn najpoważniejszych księgarń (znamy je, będziemy o nich pamiętać) portrety pewnego nadętego pana z wąsikiem. Była to przezorność i mądrość zaiste kupiecka... Jest w Danzigu obraz wielce starożytny, przedstawiający okręt Kościoła św. płynący po morzu szalejącym i złym. Z masztu piętnastowiecznej korwety powiewa flaga polska i danziga. Tego malowidła jeszcze nie zglajszachtowano i żeglarze na okręcie Kościoła św. nie wznoszą jeszcze rąk do góry krzycząc „Heil Hitler".
Nikogo by nie zdziwiło gdyby pewnego dnia na tym płótnie i na widoku przedstawiającym oddział polski atakujący z polskim sztandarem Malborg
(1460) odkryto hitlerowskie [ akcesoria. Byłyby one w tym samym stylu jaki wytwarza
Pod tym ratuszem w R. P. 1451 Kazimierz Jagiellończyk przyjął hołd mieszczan danzigich kanciasta swastyka na tle ciepłego i miękkiego baroku danzigiego. Jest to styl gwałtu przed wolnością, grabieży przed ładem, kłamstwa przed prawdą. Po prostu styl pruski. Odkrywa się w tym mieście niewdzięcznym Polskę. Jest ona w ścianach domów, w krakowskiej lekkości attyk, w duchu pokutującym po starym mieście. Ponury kościół Najświętszej Marii Panny rozbrzmiewający wspaniale granym Bachem ma wyraz krzyżacki. Oparty o surowy filar widzę w marzeniach złote ołtarze z wygiętymi aniołami i białe lilie pachnące w naszych kościołach jak niebo.
Słyszę pobożną włóczęgę starego sługi kościelnego i mamrot zdrowasiek wiernych babek kościelnych. W kruchcie wisi zmęczony Pan Jezus, a opodal mała i biedna gazetka parafialna.
W niedzielę organy stworzone przez mistrza nad mistrze zakwilą „Serdeczna Matko" a siwy ksiądz w białej komży grzmieć będzie z ambony na tych biednych grzeszników, którzy zbytnio dufają w złocie lejącym się przez nasze miasto szeroką strugą i nie pamiętających o dobrym polskim Panu Bogu... To wszystko mogłoby być i to wszystko jest jeszcze do zrobienia. I za to, że tyle jest jeszcze do zrobienia, gorąco podziękowaliśmy Panu Bogu, dziś w protestanckim, a niegdyś w katolickim kościele... Kościół Najświętszej Marii Panny uwieńczony jest sławną krzyżacką wieżą. Lecz w Danzigu nic nie jest zupełne, wypełnione do reszty. Schodzą się tu zbyt wielkie rzeczy, by wszystko było jasne i proste. Dlatego na Maria Kirche opodal wieży krzyżackiej jest wieżyczka polska, strzelista, smukła, mariacka. Siedząc na Langer Markt widać ją obcą zza dekoracji dostojnych domów. Jedna wysoka, dumna i twarda, płaską zakończona płytą, mówi o tęsknotach śmiałych lecz niedopowiedzianych, po Bożemu. Druga wieża jest niższa i skromniejsza. W jej chyżości i celowości jest zawarta wiara naszego pokolenia. Danzig, jak widać z tego, można zwiedzać po polsku. W tej dżungli odkrywa się wzruszające i serdeczne zakątki przeniesione z niedalekiego południa. Wśród cienistych ulic starego miasta nietrudno znaleźć domy, do których skrupulatnie chodzili ongiś dziadowie i stryjowie. Stary Lachs błyszczy nowym tynkiem, lecz wnętrze jest przyprószone starością jak flacha starego węgrzyna. Na szynkwasie kolorowe pudło przypomina, że są tu jacyś hitlerowcy. Dama od wódek nie jest w stylu. Jej niemiecki Hauskleid i nieskazitelna fryzura (jakie te Niemki mają betonowe ondulacje!) wyglądają źle na starym danzigim sztafażu.
Tu musi być opasły i dobroduszny, Makse, albo dziewczyna z tego gatunku, o którym śpiewa Chopin: „Szynkareczko, szafareczko! Bój się Boga stój!" Pani Greta czy Hilda jest grzeczna, wymuskana, czysta i nudna.
Łazimy po tym pijackim muzeum i natrafiamy na nowy ślad trochę urżniętego Smętka. W białych gablotach na pierwszym piętrze oglądamy fotografię Goebbelsa odbierającego z rąk Forstera danzigi haracz: butlę wódki i Machandla. („Das ist cin Teajel" — powiedział pewien rdzenny Niemiec o Goebbelsie. Kulawy, garbaty, o złej twarzy Mefisto ma nawet swojego Fausta z wąsikami). Obok jest biust Hindenburga i jeszcze kogoś, a z drugiej strony niespodzianka. Czytamy uroczy staropolski tekst: „Specyfikacja różnego gatunku wódek z wina y żyta palonych, y cena teraźnieyszego czasu". Dalej następuje potężna litania nazw, z których podajemy najciekawsze.

„Wódka Krambambuli,
Essencya cynamonowa
Z wina Rososolisowa
Z wina Sallerowa
Z wina Powietrzowa
Z wina Szkorbutowa
Żytna z tatarskiego ziela
Żytna z kamienia ziela itd.
Pisane w Danzigu octobra
Ao. 1771".

Zawiało nas znowu przeszłością sarmacką i pszeniczną. Po chwili w innej portowej tawernie znad gęstego Stobbesa spostrzegam znajomy sztych. Jest to ten sławny garncarz kaszubski, który chodził po Danzigu wołając „Kupzzi Gret Gruppi Gruppi" w najczystszym urgermańskim „dialekcie", Powyżej pyszni się wykontuszowany szlagon samego Imć Chodowieckiego, który w Berlinie ma swoją ulicę, nazywaną zabawnie przez berlińczyków
Chodowicki - Strasse.
Nadszedł Wieczór późny i upalny. W powietrzu wisi burza. Z plaż nadmorskich wracają opalone dziewczyny i głęboko zaglądają przechodniom w oczy. Młodych ludzi jest niewielu.
Ludne i gwarne są za to koszary, dygocące pośpiesznym i gorączkowym rytmem. W nocy drżeć zaczynają domy złotem lite od chrzęstu wozów
ciężarowych, wiozących sprzęt wojenny. Wielkie samochody policyjne i browarowe jadą wolno i uważnie przez puste ulice. Nic nie widać zza szczelnych płacht brezentowych. Czuje się jednak w tym nocnym pochodzie niezwykłość i niecodzienność. Święty Wojciech przybywszy do Danziga zapewne z Góry Biskupiej ogarniał w Chrystusowe władanie nadmorskie dzierżawy. Dziś na ulicach miasta, wśród starych domów i drzew, na Biskupiej Górze pachnie prochem.

Źródło:

http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra
 
 
Grün 
Oberwasserspeier


Pomógł: 14 razy
Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 1468
Skąd: Wolne Miasto
Wysłany: 2008-12-10, 14:50   

Typowe dla czasu swojego powstania, zachowujące pozory intelektualizmu, mylące wszystko ze wszystkim, nacjonalistyczne bzdury.
_________________
Z wyrazami...
prof. wirt. Grün
Nowe w Akademii: O Hausmarkach
Felietony historyczne na MMTrójmiasto
 
 
ArturŁukasiewic 

Dołączył: 12 Paź 2008
Posty: 58
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2008-12-11, 01:23   

A może tak bliżej - jakież to bzdury - bo co prawda rzeczywiście pismo "Prosto z mostu" było przed wojną nacjonalistyczne - chociaż wcale nie bardziej niż Gazeta Danziga z tamtego okresu - wiem bo czytałem -
Co jest nacjonalistyczne - przestawienie hitlerowców czy szukanie polskości w Danzigu? Może pewne specyficzne trochę poetyckie podejście do tematu, bo takie ja tutaj subiektywnie odczuwam. Mogę się zgodzić że facet nie zna dokładnie nazw ulic czy budynków w Danzigu ale to chyba mało i czekam na szczegóły owych bzdur - powaga...
 
 
ArturŁukasiewic 

Dołączył: 12 Paź 2008
Posty: 58
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2008-12-11, 02:00   

Teraz możemy mówić o nacjonaliźmie - z tego samego pisma

Ignacy Kleszczyński 380,000:35 milionów = Danzig: Polska


Prosto z mostu 13 sierpnia 1939 rok



Tczew. Pociąg tranzytowy Malborg — Berlin zatrzymuje się. Krótka wymiana zdań z polskim celnikiem. Ukłony i podpisy. Formalności zostały załatwione, odprawa celna dokonaną.
Tak oto wygląda tranzyt niemiecki przez ziemie polskie. Z Malborga do Berlina jedzie się bez żadnej kontroli, chyba ...biletowej. Co więcej, wbrew zasadom konwencji okna wagonów są otwarte w czasie przejazdu przez terytorium polskie. Nikt nie narzeka, wszystko w porządku. Jesteśmy uprzejmi, grzeczni, spokojni.

O CZYM DUMA ZIELONKAWA MOTŁAWA

Polskim pociągiem, polskimi szynami wjeżdżamy na teren Wolnego Miasta, gdzie wśród polskich nazwisk Roszkowskich, Nowakowskich, Olszewskich, Wiśniewskich — chodzimy po ulicach pełnych polskości. Wyzuta stąd niegdyś przez krzyżackie zastępy, spływała tu wiekami spokojną zielonkawą Mołtawą, łasztami polskiego ziarna. Spływała tutaj pod opieką królów, pod rządami ich gubernatorów, drogą wiślaną
z Pomorza, Wielkopolski, Małopolski. Tratwy gnące się pod ciężarem polskiego zboża płynęły rączym Dunajcem już w XIII wieku na daleką północ
przynosząc ze sobą złociste ciepło południowego słońca i błogosławioną pomoc dla wygłodzonych stron.
Duma o tym stary żuraw, duma przyglądając się spichlerzom, zawsze pełnym polskiego zboża, i przypomina sobie te czasy, kiedy królowie polscy, w
trosce o spławność wiślanej drogi, zakazywali budowania tam, jazów, przepustów, kiedy istniejące już rozbierano i niszczono. Duma o tym Motława, rozmyśla i ze zdziwieniem przygląda się tym czerwieniom flag z czarnymi Hackenkreuzami, przypominającymi coś bardzo odległego, przypominającymi krzyże również czarne, również twarde. Cicho szemrze zielona fala tak jak zapewne szemrała w roku 1454, kiedy przyjmowała w swe łono zakutych w stal rycerzy — załogę zburzonego przez Gdańszczan zamku krzyżackiego.
Tymczasem, na przekór historii, ulice, stare ulice danzigie, krwawią się flagami na wysokich masztach, które osłaniają i te wiekowe domy patrycjuszowskie, powstałe z przywilejów polskich, i te piękne zabytki, których głównym motywem jest połączony herb Danziga i polskiego Orła Białego. Równie zalewa ta czerwień hitlerowskich flag i strzeliste wieże kościołów jak i piękną aleję, drgającą soczystą zielenią starych lip — Hitlerstrasse — wiodącą do Gdyni.
Teraźniejszość znamionuje hitleryzm. Ulicami przechodzą grupki członków Arbeitsfrontu, Hitlerjugend, czarnych SS, czy SA. Gruba warstwa hitlerowskiego pokostu pokrywa wszystko. Pokrywa w sposób twardy, nieustępliwy, brutalny, tak, by tych spokojnych kupców zakrzyczeć, opanować. Dlatego krzyczą wszyscy, i gauleiter Forster i prezydent Greiser i przemaszerowywujące oddziały szturmówek i najmłodsze roczniki organizacyj młodzieżowych. Byle głośniej, byle mocniej. Dodają sobie otuchy głuchym werblem bębnów, podniecają jaskrawością transparentów, pomagają turystami z Rzeszy.
I na przekór temu wszystkiemu uczucia Gdańszczan kryją się coraz głębiej, tak jak ich nerwy napinają się coraz bardziej. Kryją się gdzieś i znikają wielkie korzyści gospodarcze. Pieniądz wojny nie lubi i wojna nie lubi pieniądza, niszcząc go. Stąd zapewne to uczucie niepewności i zdenerwowania: kiedy?

CZY MOŻNA MÓWIĆ PO POLSKU?

Ktoś kiedyś w obronie tezy, iż w Danzigu jest wszystko tak, jak winno być, twierdził, że najlepszym tego dowodem" jest możliwość rozmawiania po polsku. Ależ naturalnie i oczywiście. Można rozmawiać głośno i cicho i za to jeszcze przybysza nie biją. Ale, czy to jest wszystko? Przecież ten Danzig jest bądź co bądź związany węzłami historii, geografii, prawa, a przede wszystkim węzłami korzyści gospodarczych z nami. Żył z nas i żyje, byliśmy podporą nawet... kasyna sopockiego. A propos, pomoc nadsyłana mu obecnie z Rzeszy w formie KDDF - Reisen z dziesięcioma markami na głowę, jakoś nie pomaga i notable gdańscy mocno się martwią o jego losy. Danzig miał pełny interes — mówiąc żargonem handlowym — w tym, by mógł się porozumiewać z nami naszym językiem. Danzig jest miastem kupców, i doskonale to rozumie, tak jak to wie każdy handlowiec chcący dobrze obsłużyć klienta.
Pewnie, i teraz rozmawiać można po polsku, oglądając jak zwykle piękne Rosenthale, zamawiając w restauracji, będąc na ulicy. Ale to. nie wystarczy
mieć możność „bezkarnego" mówienia po polsku. Nie można z tego wyciągać wniosku, że jest dobrze. Nie wolno nam ograniczać się do zadowolenia, że na ulicach za język polski jeszcze nie biją. Rzeczywiście, mielibyśmy bardzo małe wymagania, naprawdę na miarę
wymagań „danzigich", gdyby tylko o to chodziło.
Jest tu inne zagadnienie, znacznie głębsze i znacznie dalej sięgające. Porozumieć się po polsku można tylko wszędzie tam, gdzie usługuje pokolenie
starsze, pokolenie, które nie wychowywało się w reżimie hitlerowskim. I dlatego handlarz
świętościami narodowego socjalizmu, z fotografiami Fuhrera na czele odpowiada po polsku, bo ma lat 40. Ale obok sprzedająca cacka z bursztynu
16-letnia Madchen już odpowiada ze skrzywieniem swej lalkowatej buzi: ' „Ich verstehe nicht".
To właśnie jest znamienne. Naturalnie, to młode pokolenie jeszcze nie prowokuje. Tym się zajmuje kto inny. To już pozostawiono w zakresie bojówek partyjnych, które mają wprawę i odpowiednie przeszkolenie. Doskonałą tego ilustracją było zajście w Kłodawie.
Główny organizator i inscenizator tego, hitlerowiec Basner przeleżał się trochę w szpitalu. Jak się okazało został... pobity przez swoich współtowarzyszy za złe zorganizowanie zajścia.
O to złe wykonanie zadania upomniały się tylko bojówki. Ludność przyjęła to obojętnie, tak jak obojętnie zachowała się, gdy na posterunek w Kłodawie wrócili polscy celnicy. Mimo szumnych zapowiedzi prasy hitlerowskiej, że nikt nie będzie mógł odpowiadać za spontaniczne demonstracje,
które mogą się nie wiadomo czym skończyć — niewiele się dało wyreżyserować. Po zimnym tuszu kłodawskim nawet bojówkarze doszli do przekonania, że nie warto kłaść głowę pod hitlerowską ewangelię, bo Polacy późno wprawdzie strzelają, ale za to celnie.
Kłodawa oziębiła zapał wojenny pewnych czynników hitlerowskich prących do gwałtownych rozstrzygnięć. Wycofano się szukając nowych sposobów i radzono się Berlina.
Ten widząc zmobilizowane roczniki polskie nie kwapił się z decyzją czekając, jak się rozwinie akcja dyplomatyczna na Zachodzie.


PRZEKREŚLANIE HISTORII

Tymczasem zachowujemy spokój. Przed komisariatem R.P. chodzi policjant danzigi jak dawniej, na tajemniczym Westerplatte tkwi załoga tak
samo nieliczna, jak ta, która tu była miesiąc temu i rok temu i pięć lat temu. Polacy bowiem zawsze umów dotrzymują. Spokój cechuje przedstawicieli Rzeczypospolitej, ten sam spokój, który rozwój Danziga poddał wolnej-grze sił, i nie podejmował żadnego odruchu, kiedy niszczono odwieczne
polskie pamiątki. A tych pamiątek było naprawdę dużo. Były one wszędzie tam, gdzie uzewnętrzniała się historia Danziga. Ta zaś jest "polska, ż Polską związana, połączona, tak jak wszędzie łączą się herby Polski i Danziga.
Tego połączenia nie uznaje hitleryzm przybyszów z Rzeszy, nienawidzi go z całych swoich sił i dlatego też polską historię Danziga, którą przed laty
można tu było czytać na każdej bramie, wieży, czy gmachu — teraz trzeba szukać, odkrywać.
Znaną jest historia orła na studni Neptuna, którego początkowo połamano, a następnie usunięto jako nieestetycznie wyglądającego. Takich"
orłów jest tu dziesiątki. A więc w dworze Artusa na boazerii znany był piękny orzeł polski. Obecnie głupio, ordynarnie, nieestetycznie zakryto go jakimś czarnym orłem pruskim. Uczyniono to tak skandalicznie, że po prostu na dawny nałożono nowy obraz bez żadnej troski choćby już tylko artystycznej. Spod tego nowego widać więc część poprzedniego, a nawet charakterystyczne pęknięcie drzewa.
To drobnostka, której nie uznaje szkoła feldfebli pruskich. Przecież równie dobrze usunięto stąd zabytkową chorągiew z herbem Litwy i Korony i
portretem Stanisława Augusta Poniatowskiego. Pozostawiono jeszcze, może przez jakieś niedopatrzenie, napis „Vive Rex Polonia", ale wydarto zygmutowskiego orła polskiego. Pozostawiono posąg Kazimierza Jagiellończyka, ale usunięto posąg Augusta Mocnego'l', tak jak na bramie wejściowej trudno się doszukać pięknie zharmonizowanego z całością orła polskiego, którego usunięto w roku 1938. Pozostał po nim tylko —
dosłownie — cień na pięknie rzeźbionych drzwiach. I to już nie jest brak uszanowania dla prawdy historycznej, brak jakiegokolwiek zrozumienia dla
interesów ludności miejscowej, ale jest to ta sama barbaria, która niszczyła bezcenną katedrę w Reims, która miażdżyła skarby sztuki.
Ostał się jeszcze na frontonie dworu Artusa Władysław IV, ostał się Zygmunt III Waza, których popiersia nie tknięto. Ale już na surowej i groźnej wieży Mlecznych Dzbanów, gdzie orzeł polski królował w otoczeniu herbu Prus Królewskich i Wolnego Miasta, trudno wysilać wzrok by go ujrzeć.
Zniknął — a w miejsce jego wmurowano jakąś tablicę pamiątkową z uznaniem dla któregoś tam pułku danzigiej piechoty. Gdzie już orła nie dało
się usunąć, to w pośpiechu pomalowano go na kolor czarny, tak jak to się stało na Hakerthor.
Nie pomaga to i nie pomagają śmieszne i fantastyczne brednie, że Zygmunt August na wieży ratuszowej to... król Eol. Najlepszym dowodem to niemiecki drzeworyt z r. 1854, który wyraźnie przedstawiając Zygmunta Augusta podpisuje go po łacinie.
Najwięcej jednak irytowała i irytuje danzigich szowinistów tablica wmurowana na pamiątkę zburzenia przez Gdańszczan zamku krzyżackiego w Wolnym Mieście. Mimo codziennej porcji szorowania jej cegłą, tłuczenia kamieniami, systematycznego zarysowywania — napis wyraźnie głosi i
przypomina: „Na tym miejscu znaleziono resztki fundamentów zamku krzyżackiego, który został zburzony przez Gdańszczan w roku 1454". Napis trwa i szydzi sobie z hitlerowskich wysiłków, przypomina swoimi surowymi gotyckimi literami historię, która się powtarza i grodzi

TAJEMNICA ARYTMETYKI LUDNOŚCIOWEJ P. FORSTERA

Uprawnienia więc historyczne Polski zamazuje się, wyrywa się przeszłość. Teraźniejszość i jej nastroje urabiają się systemem totalnym, którego
podstawą w Danzigu jest terror. Można go nazwać terrorem psychicznym, można go określać przymusem większym czy mniejszym, ale on istnieje. ' Wolne Miasto świętuje, paraduje, maszeruje. Ludność utrzymana jest w wiecznym napięciu, z całym arsenałem hitlerowskich metod. Łamie to
ludność, która mówi po niemiecku, ale której ideały nacjonal - socjalistyczne jakoś trudniej przemawiają do przekonania od cyfr przychodu i
rozchodu, od racjonalnych obliczeń.
Stąd też Rzesza, a przede wszystkim polityka gauleitera zajęła się problemem ludnościowym Danziga, poświęcając mu szczególną uwagę. Otóż Danzig posiada w tej chwili około 380,000 mieszkańców wobec 107,500, które posiadał trzy lata temu. To już zastanawia.
Tajemnicę rozprasza planowa działalność Forstera. Rodowitych Gdańszczan było tu około 180,000. Resztę stanowił niemiecki element napływowy oraz mniejszość polska.
W latach 1935 — 1937 umiejętnie zmniejszono tę cyfrę o około 30,000 osób. Dokonało się to pod najrozmaitszymi pozorami, a więc 18,000 w charakterze bezrobotnych zajęto przy najrozmaitszych budowach wojskowych w Rzeszy, gdyż rąk do pracy wciąż tam brakuje. resztę z tej liczby — rozmaitych emerytów, rentierów, w ogóle osób biorących zaopatrzenie z Rzeszy zmuszono do przeniesienia się w jej granice. W rezultacie cyfra ludności miejscowej, danzigiej spadła do 120,000.
Widocznie był to element nastrojony niezbyt . przychylnie, skoro tak pilnie go usuwano, Miarą tych nastrojów jest fakt, że partia hitlerowska liczy więcej niż 40,000 osób łącznie z oddziałami SS, SA, Arbeitsfrontu itd. Sprowadzono więc obywateli Rzeszy do Danziga, na nich opierając rządy
hitlerowskie. Pomagał temu układ strukturalny, dzięki któremu Danzig będąc w polskim obszarze celnym miał pod dostatkiem żywności, której w Rzeszy bierze się na legitymację, na książeczki, czy inne systemy kartkowe. Do tej premii dochodziły specjalne dodatki, a zakładający warsztaty otrzymywali wszelką pomoc kapitałową z licznych banków, wyłącznie tą akcją pomocniczą zajętych.
Prawdziwy więc element danzigi systematycznie usuwano, a równocześnie pomagała temu likwidacja Żydów. Otóż w ostatnich czasach zlikwidowano ogółem 2.000 warsztatów żydowskich, mniejszych i większych. Wysiedlono ponad 10.000 Żydów. Trudno oczywiście przy ogromie tych wysiłków przypuszczać, żeby gauleiter Forster, który w r. 1932 dysponował zaledwie 4.000 członków swoich bojówek — co wywoływało takie oburzenie ówczesnego komisarza Ligi Narodów, hr. Graviny — tak sobie przeprowadzał te zmiany strukturalne. Po prostu trzeba sobie to powiedzieć — o czym można się dowiedzieć rozmawiając z Gdańszczanami, — że ludność mimo tego lakieru prusko - hitlerowskiego, mimo łopoczących flag partyjnych ma swoje uczucia. A że te uczucia nie zawsze biją zgodnym rytmem marszu narodowo socjalistycznego, tego już nie trzeba dodawać.


ŻYCIE GOSPODARCZE — W KAGAŃCU

Bodaj zasadniczą rolę przy tych uczuciach stanowi zmysł gospodarczy ludności, który doskonale odczuwa ciężar systemu narodowo - socjalistycznego. Właśnie ten ciężar odbił się również na rozwoju gospodarczym firm polskich. Byłoby błędne twierdzenie, że np. likwidacja warsztatów żydowskich wzmocniła nasz stan posiadania. Omyłka również wielka jak twierdzenie, że nie powinniśmy widzieć tego co się dzieje w Danzigu. Przede wszystkim więc w zakresie handlu zbożem nie uczestniczyliśmy niemal zupełnie w przejmowaniu likwidujących się placówek
żydowskich. W ogóle wykupiliśmy tylko jeden obiekt portowy, tartak, przejęliśmy jedną firmę importową. Jedna zaledwie firma polska zaaklimatyzowała się na terenie Wolnego Miasta, druga zaś nadaremnie czeka na zezwolenie osiedlenia się, potrzebne przy otwieraniu oddziału spółki akcyjnej. Oczywiście nie jest to wyłącznie winą sytuacji w Danzigu. Dużo należy obwiniać za stan tej rzeczy nasze sfery kupieckie, które jakoś nie kwapiły się do drugiego polskiego portu nad Bałtykiem. Niemniej faktem jest, że trzy momenty wpłynęły krępująco na rozwój polskiego życia gospodarczego. Są to: rozbudowa — mówiąc skromnie — systemu totalnego, niewypełnienie obietnic danych polskim kołom gospodarczym przez senat i nie wykorzystanie, wspomnianej już, likwidacji placówek żydowskich. Przede wszystkim ustrój hitlerowski zagląda równie dobrze do kuchni jak i do przedsiębiorstwa, uzależniając wszystko od rozstrzygnięcia władz. Jest zupełnie zrozumiałe, że ustrój ten całkowicie niemiecki popiera całą siłą, zawartą w kleszczach żelaznych przepisów, tylko swoich wyznawców. Stąd też polski kupiec, polski robotnik czy polski rzemieślnik są i muszą być traktowani jak najbardziej wrogo. Jest to tym łatwiej, że hitlerowska administracja dysponuje całą gamą środków represyjnych od odbierania przywilejów, koncesyj, po nakładanie kar włącznie.
Robotnik polski, przedstawiciel najszerszej sfery ludności polskiej nie tylko ma trudności z nauczaniem po polsku swoich dzieci, ale łamie się pod
paragrafami prawa gospodarczego, które wtłacza go w jakąś straszliwą sieć przepisów. Musi mieć więc zezwolenie pracy, posługiwać się pośrednictwem pracy, odbyć rok pracy na wsi, odbywać służbę pracy czy bezpieczeństwa itd., itd.
Prócz tego istnieją rozporządzenia, które z każdym przedsiębiorcą pozwalają robić władzy hitlerowskiej wszystko, co jej się podoba. Otóż np. urząd
podatkowy może wezwać podatnika do natychmiastowego uiszczenia podatku jeszcze niepłatnego, pod pozorem możliwości jego ucieczki.
W rezultacie rozwój gospodarczy elementu polskiego jest utrudniony — o czym świadczą najlepiej cyfry. Oto np. jeśli idzie o maklerstwo okrętowe tu udział firm polskich w klarowaniu statków w porcie danzigim wzrósł wprawdzie o 4,2% w stosunku do roku 1937, ale cały tonaż klarowany w porcie zwiększył się o 19%!
Relatywnie więc udział Polski nie zwiększył, lecz zmniejszył się. Przy spedycji przez ręce firm polskich przeszło w r. 1938 w stosunku do ogólnych obrotów portu 42,6% tonażu w stosunku do 39,3% w r. 1937. Niestety, chodzi tu o wzrost przeładunku węgla, co daje znikomy zysk a więc i tu nie można mówić o poprawie sytuacji firm polskich. Natomiast przy zbożach zyskaliśmy wiele, gdyż w wywozie czterech zbóż firmy polskie uczestniczyły w 44% w stosunku do 30% w roku 1937.
Mimo tego rząd polski jak zawsze tak i w roku 1938 zachowywał się niezwykle przychylnie wobec portu. Przeprowadzono w nim szereg prac inwestycyjnych, mimo, iż stanowi on tylko połowę naszej własności. Danzigi przemysł otrzymał zlecenie na budowę dwóch większych jednostek morskich, Po prostu Polska niezmiennie tkwi przy zasadach swojej taktyki, udzielania jak największych korzyści Wolnemu Miastu. Tak wygląda rzeczywistość Danziga z r. 1939, a teraz przyjrzyjmy się siłom i teoriom, które tę rzeczywistość tworzą i uzasadniają.

KRÓTKIE SPIĘCIE DWÓCH TEZ

Danzig przez 600 lat był punktem spięcia dwóch cywilizacyj, dwóch nacjonalizmów. Ten punkt spięcia mimo rozmaitych kolei losu Wolnego Miasta przetrwał i istnieje. I jakikolwiek był Danzig, czy należał do Zakonu Krzyżackiego, czy do Polski, czy miał gubernatora francuskiego czy królewskiego polskiego, nigdy nie był podmiotem politycznym tylko przedmiotem politycznym. Nigdy nie stanowił sam o sobie, tak jak niestety nie stanowi o sobie i swoich losach w tej chwili. Był przedmiotem targów i walk, ale sam najmniejszą odgrywał w tym rolę.
Dzisiaj mamy w tym wszystkim co się rozgrywa zarówno na terenie Wolnego Miasta jak i na szerszej arenie międzynarodowej — najlepszy tego dowód. Danzig został znowu poddany działaniu pewnych sił z zewnątrz — w tym wypadku sił Rzeszy. Sam zaś nie ma w tej całej sytuacji właściwie ani siły ani głosu. Nie może protestować ani sprzeciwiać się temu wszystkiemu co wykonuje gauleiter Forster, nasłany tu z Bawarii.
To wszystko co się w nim rozgrywa dzieje się przy pomocy sił, których źródła gdzie indziej leżą i przez kogo innego są wytwarzane i kierowane. On sam może się w mniejszym czy większym stopniu poddawać temu działaniu, ale nic więcej poza tym. Tu się kończy jego rola. Jest ona w pełnym słowa tego znaczeniu statyczna. Więc na placu pozostają Polska i Niemcy. Każda ze stron reprezentuje swoją tezę co do Danziga. Każda ze stron mniej czy więcej agresywnie swoją tezę przeprowadzała i przeprowadza. W ostatnich czasach Polska była tą stroną, która dla tych czy innych względów ustępowała.
Przyjrzyjmy się tym tezom, których przejawy obserwować można w formie mniejszych czy większych prowokacyj, mniejszych czy większych uchybień praw polskich.
Teza niemiecka twierdzi: Danzig jest etnograficznie niemieckim miastem, posiada przeszłość niemiecką i niemiecką kulturę. Miastu temu stała się krzywda. Wersal wyrzucił go poza nawias niemieckich granic, usunął ze wspólnoty niemieckiej. Co więcej, włączenie Wolnego Miasta w obszar
Polski miało być podyktowane koniecznością zapewnienia Polsce odpowiedniego do jej wielkości dostępu do morza.
Tymczasem Polacy wybudowali Gdynię i ta przyczyna związania Danziga z Polską odpadła. Teza oficjalna polska nie przeczy, że Danzig jest niemiecki w tym znaczeniu, iż ludność jego mówi po niemiecku.
Dlatego byliśmy jak najbardziej tolerancyjni i nie podejmowaliśmy żadnych sprzeciwów wówczas, kiedy narodowy socjalizm nie zawsze legalnymi środkami zdobywał tu władzę. Dawaliśmy ludności pełnię swobody uważając, że Gdańszczanie sami decydują o swoich losach *). Ale nasze uprawnienia muszą być całkowicie uszanowane, gdyż swobodne korzystanie z portu danzigiego jest podstawą naszego, życia gospodarczego ożyli częścią naszej niepodległości. Danzig powstał dzięki Rzeczypospolitej i musi nam oddawać swoje usługi
Nasza teza dyktowała przecież polityce zagranicznej polskiej wieczne ustępstwa i cofanie się. Jeśli idzie jednak o byt państwowy, to w tym miejscu
tezy rozchodzą się i muszą się rozejść. Ustępowaliśmy aż zbyt wiele jeśli idzie o stosunki wewnętrzne Wolnego Miasta. Nie reagowaliśmy zupełnie na stałe wykruszanie naszych praw, pozwalaliśmy na przekreślanie historycznych dowodów związania tego miasta z nami. W pewnym momencie dopiero powiedzieliśmy: stop. Bowiem w Wolnym Mieście mamy znacznie więcej do powiedzenia niżby to się Rzeszy wydawało.
Tym bardziej, że nie kto inny tylko Polska przyczyniła się do kariery Danziga, tworzyła jego bogactwa i ustokratniała jego znaczenie. Gdzie jest ta krzywda, która miałaby wynikać z powstania Gdyni? W r. 1913 port danzigi przeładowywał 2 miliony ton a w r. 1938 w Gdyni i w Danzigu przeładowano 17 milionów ton! Z przedostatniego miejsca jaki port danzigi zajmował na Bałtyku zajął on dzięki Polsce i wyłącznie Polsce miejsce drugie z ponad 7 milionów ton przeładunku rocznie. To jest kariera w całym słowa tego znaczeniu. Gdzie więc ta krzywda, o której mówi Rzesza?!
Domagając się swobody rządów w Danzigu a więc wysuwając uzasadnienie natury prestiżowej, chce się nam odebrać ujście rzeki obejmującej swymi dopływami większość obszaru Polski. A więc opierając się na etnograficznych przesłankach nie wytrzymujących krytyki wobec naszych uprawnień historycznych i geograficznych — chce się nas zablokować strategicznie i gospodarczo. Na takie zagrożenie naszej niepodległości odpowiada Polska całą swoją siłą militarną.

KOMPROMIS CZY WOJNA?

Każdy zamach na nasze najbardziej żywotne uprawnienia musi wywołać wojnę. Teza niemiecka bowiem dąży do unieszkodliwienia Polski i podporządkowania jej swojej polityce imperialistycznej. Wiemy o co chodzi i jakie dalsze perspektywy nakreśla sobie narodowy socjalizm.
Dlatego kompromis jest niezwykle trudny i zależny wyłącznie od strony niemieckiej.
Myśmy doszli do kresu maksymalnych ustępstw i dalej ani kroku postąpić nie możemy. Niemieckim pretensjom etnograficznym i prestiżowym przeciwstawiamy swobodę życia narodu 35-milionowego i jego konieczności gospodarczych. I tutaj targów nie ma. Albo, albo.
Albo Niemcy całkowicie uznają nasze żądania, nasze prawa i przyjmą w pełni zasadę, że Danzig leży w obszarze polskiego „lebensraumu", albo
tego nie zrobią. Nie uznanie naszych praw dyktuje nam tylko jedno wyjście: wojnę.
*
Zielona Motława spokojnie toczy swe fale, jak spokojnie wyczekuje polityka polska na rozwój wypadków, jak równie spokojnie setki tysięcy szarych mundurów wśród zielonych pól czeka. Spokój jest przede wszystkim podstawą dobrego
celu, każdy strzelec o tym doskonale wie, wiedzą i Niemcy.

*) P, Rauschning pisze w swoich pamiętnikach, że istotna umowa między Berlinem a Polską zapewniała, ii nie będzie się przeszkadzać hitleryzmowi w Danzigu, w zamian za co mieli oni być wobec nas lojalni.



Ten tekst rzeczywiście wywołał burze w polskiej i niemieckiej (hitlerowskiej) prasie
 
 
Grün 
Oberwasserspeier


Pomógł: 14 razy
Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 1468
Skąd: Wolne Miasto
Wysłany: 2008-12-11, 02:44   

ArturŁukasiewic napisał/a:
A może tak bliżej - jakież to bzdury


Całość wymowy tekstu jest nacjonalistyczna - chociażby przez prostą opozycję i podział na to co polskie i to co niemieckie. A bzdury?

W czarnym mundurze SA

Nie wiem gdzie on widział SA w czarnych mundurach.

Chłop polski wspominając Danzig rzadko kiedy wyraża się o nim pochlebnie.

Gdzie są wypowiedzi polskich chłopów o Danzigu? O czymkolwiek...

Lepiej się przecież kupuje pszenicę i sprzedaje korzenne ingrediencje pod polskim orłem niż w cieniu swastyki, przypominającej szczególnie w jarmark św. Dominika czarny krzyżacki krzyż.

Tu już wszystko z wszystkim pomieszał - no i oczywiście słynna rzeź w czasie jarmarku (13 listopada dla tych co nie pamiętają, a jarmark nieodmiennie obywał się w lecie).

W niedzielę organy stworzone przez mistrza nad mistrze zakwilą „Serdeczna Matko" a siwy ksiądz w białej komży grzmieć będzie z ambony na tych biednych grzeszników, którzy zbytnio dufają w złocie lejącym się przez nasze miasto szeroką strugą i nie pamiętających o dobrym polskim Panu Bogu...

Polski Pan Bóg? To nie jest nacjonalizm? Pomijając już to, jak w protestanckim kościele ma zabrzmieć "Serdeczna matko".

Kościół Najświętszej Marii Panny uwieńczony jest sławną krzyżacką wieżą.

Kolejna bzdura.

Dlatego na Maria Kirche opodal wieży krzyżackiej jest wieżyczka polska, strzelista, smukła, mariacka.


Ciekawe która wieżyczka jest polska?

Jest to ten sławny garncarz kaszubski, który chodził po Danzigu wołając „Kupzzi Gret Gruppi Gruppi" w najczystszym urgermańskim „dialekcie"

Garncarz zachęca do kupowania krup?

Dlatego napisałem, że to dość charakterystyczny styl i treść - dużo uczuć (wcale nie chwalebnych) i trochę zasłyszanych i przekręconych informacji. Dno. Ale jako źródło do badań nad polskim nacjonalizmem przed wojną - cenny tekst.
_________________
Z wyrazami...
prof. wirt. Grün
Nowe w Akademii: O Hausmarkach
Felietony historyczne na MMTrójmiasto
 
 
ArturŁukasiewic 

Dołączył: 12 Paź 2008
Posty: 58
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2008-12-11, 04:24   

Rozumiem i chylę głowę
 
 
Pumeks
[Usunięty]

Wysłany: 2008-12-11, 10:45   

ArturŁukasiewic napisał/a:
Mogę się zgodzić że facet nie zna dokładnie nazw ulic czy budynków w Danzigu ale to chyba mało i czekam na szczegóły owych bzdur - powaga...

Przydałoby się też wiedzieć, jaki kolor mają mundury SA, jeśli już się o nich pisze...
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2008-12-11, 11:00   

Bełkot. Bardzo źle się to czyta.
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
fritzek 
Oberkalarepa


Pomogła: 10 razy
Wiek: 47
Dołączyła: 07 Maj 2008
Posty: 3529
Skąd: Neufahrwasser b. Danzig
Wysłany: 2008-12-11, 11:15   

Tego się wcale nie czyta. To jest jakiś przedziwny gatunek literacki, pomijając bzdury merytoryczne wyliczone przez Grüna.
_________________
Rzaba żądzi!
Neufahrwasser...Neufahrwasser
 
 
 
Hagedorn 


Pomógł: 3 razy
Dołączył: 08 Maj 2008
Posty: 182
Skąd: Westpreussen
Wysłany: 2008-12-11, 11:19   

fritzek napisał/a:
Tego się wcale nie czyta

bez przesady! ja to przeczytałem bardzo uważnie - takie teksty, nawet jeśli dziś rażą mówią bardzo dużo o danej epoce i panujących wówczas poglądach, stanie ducha etc. - choćby jednej ze stron tylko...
 
 
ArturŁukasiewic 

Dołączył: 12 Paź 2008
Posty: 58
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2008-12-11, 13:38   

Przeglądałem więcej gazet z tamtego okresu (polskich) i uważam, że i tak ten materiał jest napisany w "delikatny" sposób. Wystarczy przejrzeć opinie o Danzigu z sierpnia 1939 w popularnym IKC-u chociażby. No cóż IKC-a jeszcze w sieci nie mam ale przeglądałem go dość szczegółowo w PANie i zaręczam, że po maju 1939 tego Danzig jawił się jako siedlisko hitlerowskich siepaczy. Po prostu pisano w takim tonie i było to "dobrze widziane". Danzig "był zdaniem autorów" miastem - polskim - który nieopatrznie wpadł w ręce hitlerowskich bojówkarzy.
 
 
Grün 
Oberwasserspeier


Pomógł: 14 razy
Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 1468
Skąd: Wolne Miasto
Wysłany: 2008-12-11, 14:34   

ArturŁukasiewic napisał/a:
Danzig jawił się jako siedlisko hitlerowskich siepaczy.

Nie bez racji...

Cytat:
Danzig "był zdaniem autorów" miastem - polskim - który nieopatrznie wpadł w ręce hitlerowskich bojówkarzy.

No to właśnie był ów charakterystyczny dla tamtej epoki nacjonalizm. Minęło pół wieku, a takie postawy nadal zdarzają się nader często...
_________________
Z wyrazami...
prof. wirt. Grün
Nowe w Akademii: O Hausmarkach
Felietony historyczne na MMTrójmiasto
 
 
rychu40 


Pomógł: 1 raz
Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 464
Skąd: Oliwa
Wysłany: 2008-12-11, 14:43   Re: "Prosto z mostu" 3 września 1939 roku

ArturŁukasiewic napisał/a:
Znalazłem w sieci artykuł:

Zygmunt GałkowskiSpacer po beczce z prochu

PROSTO Z MOSTU 3 WRZEŚNIA 1939 rok
(...) W nocy drżeć zaczynają domy złotem lite od chrzęstu wozów ciężarowych, wiozących sprzęt wojenny. Wielkie samochody policyjne i browarowe jadą wolno i uważnie przez puste ulice. Nic nie widać zza szczelnych płacht brezentowych. Czuje się jednak w tym nocnym pochodzie niezwykłość i niecodzienność. Święty Wojciech przybywszy do Danziga zapewne z Góry Biskupiej ogarniał w Chrystusowe władanie nadmorskie dzierżawy. Dziś na ulicach miasta, wśród starych domów i drzew, na Biskupiej Górze pachnie prochem.

Podoba mi się ten tekst. Nie tylko w tym fragmencie. Trzeci dzień wojny, Westerplatte walczy a tutaj wojna w opisie Polaka w Danzigu rzeczywiście poetycka. Wówczas, 3.09. nic nie można było jeszcze przewidzieć. W opisie munduru mógł zmienić tylko jedną literę na SS. Jest mało takich literackich relacji. Autor nie lubi Niemców i wyraża to dosyć łagodnie.
 
 
Grün 
Oberwasserspeier


Pomógł: 14 razy
Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 1468
Skąd: Wolne Miasto
Wysłany: 2008-12-11, 14:50   

I każe biednemu Wojciechowi włazić na górę cały kawał od ówczesnego Miasta. Więcej w tym poezji i patosu niż czegokolwiek innego. Tego typu teksty nie warte są rozpatrywania w kategoriach merytorycznych. Polityczny i nacjonalistyczny (a potem klasowy) bełkot zdominował publicystykę całego w zasadzie XX wieku.
_________________
Z wyrazami...
prof. wirt. Grün
Nowe w Akademii: O Hausmarkach
Felietony historyczne na MMTrójmiasto
 
 
rychu40 


Pomógł: 1 raz
Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 464
Skąd: Oliwa
Wysłany: 2008-12-11, 15:00   

Grün napisał/a:
I każe biednemu Wojciechowi włazić na górę cały kawał od ówczesnego Miasta. Więcej w tym poezji i patosu niż czegokolwiek innego. Tego typu teksty nie warte są rozpatrywania w kategoriach merytorycznych. Polityczny i nacjonalistyczny (a potem klasowy) bełkot zdominował publicystykę całego w zasadzie XX wieku.

Jaki merytoryczny. Jeżeli tak to traktujesz to daj sobie spokój. Gdzie właził Wojciech nigdy się nie dowiemy. Twoja dokładność w ocenie merytorycznej tekstu kłóci się z tym "nie warte rozpatrywania". Sienkiewicz wymyślił różne bajeczki w swojej Trylogii a na piedestale dalej.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Partnerzy WFG

ibedeker.pl