Oczywiście została powołana komisja powypadkowa, tylko że znalezć jednoznaczną przyczynę wykolejenia, przy kompletnie zrujnowanym torowisku, jest trudno. Pamiętajmy też, że jeśli nawet komisja ustaliła przyczynę katastrofy, to niezwykle napięte wówczas stosunki polityczne, by ich jeszcze nie zaogniać - nie pozwalały na ogłoszenie wyników pracy komisji. Z drugiej strony - dlaczego maszynista miałby prowadzić pociąg z przekroczoną dozwoloną szybkością ? Przecież do obsługi pociągów pospiesznych zawsze wybierani byli najbardziej doświadczeni ludzie którzy musieli bardzo dobrze znać szlak. W tym miejscu obowiązywała prędkość 45 km/h, a pociąg jechał zgodnie z rozkładem jazdy, czyli przejeżdżał przez stację Danzig Główny o godz. 6.45.
Sabaoth [Usunięty]
Wysłany: 2008-12-02, 14:35
Przy niewielkiej prędkości lokomotywa i przynajmniej jeden z wagonów nie przewróciłyby się na bok. Być może przyczyna wypadku była bardziej złożona, zużycie elementów zwrotnicy lub jej uszkodzenie połączone ze zbyt dużą prędkością (wystarczy o kilka - kilkanaście kilometrów na godzinę większa od dopuszczalnej) mogło doprowadzić do tragedii. W sabotaż jakoś nie bardzo mogę uwierzyć, teorie spiskowe mnie nie pociągają, a przyczyny naturalne równie dobrze pasują do okoliczności.
No coz, prawdopodobnie pan nie rozumie ze 45 km/h + masa pociagu brutto rzedu 550 t., przy rozkreconej jednej szynie, moze dac wlasnie taki efekt !
Podobne przypadki znam z autopsji - w 1977 r. uczestniczylem w wykolejeniu wszystkimi osiami lokomotywy o ciezarze 72 t., jadacej z predkoscia 40 km/h w wyniku czego nawierzchnia byla zryta na dlugosci ca 100 m, a komisja powypadkowa przez kilka miesiecy nie mogla ostatecznie ustalic, co bylo przyczyna wykolejenia.
Pomógł: 10 razy Dołączył: 10 Maj 2008 Posty: 934 Skąd: Orunia
Wysłany: 2008-12-02, 15:43
Hamburger napisał/a:
45 km/h + masa pociagu brutto rzedu 550 t., przy rozkreconej jednej szynie, moze dac wlasnie taki efekt
Nie trzeba do tego odkręcać szyny. Mogło być tak:
Sabaoth napisał/a:
zużycie elementów zwrotnicy lub jej uszkodzenie połączone ze zbyt dużą prędkością (wystarczy o kilka - kilkanaście kilometrów na godzinę większa od dopuszczalnej)
albo po prostu ludzki błąd, np. przełożenie zwrotnicy pod taborem.
Ja też jakoś nie mogę uwierzyć w sabotaż w środku miasta. A parę podobnie widowiskowych wykolejeń oglądałem.
Pomógł: 10 razy Dołączył: 10 Maj 2008 Posty: 934 Skąd: Orunia
Wysłany: 2008-12-03, 09:02
Masz rację, przy prawidłowo działających urządzeniach srk to jest niemożliwe. W sytuacjach wyjątkowych jednak podobno mogłoby się zdarzyć, również przy urządzeniach mechanicznych. Nie wchodzę w szczegóły, bo nie jestem specjalistą w tej branży, ale konsultowałem się u fachowca.
Nb. kilka lat temu na stacji Mikołajki Pomorskie dyżurny spowodował wypadek przekładając zwrotnicę pod taborem, przy częściowo odłączonych na czas robót konserwacyjnych urządzeniach srk (przekaźnikowych).
Napewno przyczynę wypadku w Danzigu Głównym jednoznacznie stwierdzał raport komisji powypadkowej, tylko czy się gdzieś taki zachował?
Pomógł: 50 razy Wiek: 53 Dołączył: 10 Maj 2008 Posty: 4794 Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2008-12-03, 10:42
A propos niekontrolowanego przełożenie zwrotnicy pod taborem (nie twierdzę że stało się tak w 1939) to przypomnę katastrofę na stacji Reptowo w 1997 roku. Takie wypadki, mimo że nie powinny, zdarzają się i dziś niestety (oczywiście stało się to przy zupełnie innej prędkości: pociąg "Barbakan" jechał znacznie szybciej, około 116 km/h).
_________________ Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
stamp [Usunięty]
Wysłany: 2008-12-03, 19:19
Urządzenia srk-każde, od kluczowych, mechanicznych, suwakowych, przekaźnikowych aż do komputerowych poprzez różnego rodzaju zależności zamykają (utwierdzają ) drogę przebiegu pociągu.To zamknięcie działa do momentu w którym pociąg w całości znajdzie się na torze docelowym. Przy normalnie działających urządzeniach srk przełożenie zajętej, utwierdzonej zwrotnicy jest niemożliwe. Oczywiście są różne tryby awaryjne które taką możliwość stwarzają. Jednak użycie takich narzędzi jest zawsze widoczne dla kontrolującego.
Także w ewentualny sabotaż dotyczący urządzeń srk musiałby być zaangażowany także człowiek odpowiedzialny za utrzymanie tych urządzeń. Wszystko da się zrobić
Wypadek w Reptowie to faktycznie zagadka. Myślę że jednak nie dla wszystkich
Ponoć różne są "tajemnice" w pracy dyżurnego ruchu ale generalnie jest tak, jak już wyżej wspomniano. Wychodząc więc z założenia ze dyżurny ruchu nie współdziałał z Niemcami to zwrotnice nie powinny zostać umyślnie przełożone pod kołami jadącego pociągu. W dniu katastrofy, około południa na miejsce przybyli różni przedstawiciele PKP i powołana została komisja powypadkowa w której udział brał m.in. mój dziadek (w latach 1928 - 39 maszynista - instruktor na wszystkie 3 ówczesne parowozownie w Danzigu) oraz jego dobry znajomy p. Władysław Gdaniec (na zdjęciu w jasnym prochowcu) i w pierwszej linii sprawdzili urządzenia srk które jednak działały prawidłowo. A może tajemnica wykolejenia widoczna jest na załączonym zdjęciu ?
czyżby rozkręcony rozjazd?
obecnie to się nie zdziwię jak na terenach naszego woj coś się stanie...tory są w tragicznym stanie na wielu liniach
wstawki po kilka metrów szyny na hel,luźne śruby do kościerzyny na wgórzu ...
Tylko z komentarzy można się prawdy dowiedzieć, ale nie każdy je czyta
Cytat:
Garść informacji na temat wypadku
zawierają przytaczane wspomnienia toruńskiego kolejarza Alojzego Liegmanna, który widział miejsce wypadku i znał nastroje, które panowały wśród polskich kolejarzy jeżdżących do Danziga.
Po dwóch latach pracy przy naprawie parowozów, zostałem pomocnikiem maszynisty, a potem maszynistą. Prowadziłem pociągi na różnych szlakach, nie tylko polskich. Także do Niemiec, zwłaszcza do Prus Wschodnich. W gorących miesiącach lata 1939 roku, przed wybuchem wojny, wiele razy prowadziłem pociągi do Danziga; ochotniczo, bo ze względu na związane z tym niebezpieczeństwo wprowadzono system dobrowolnego zgłaszania się pracowników na tę trasę.
Gdy ruch profaszystowski umocnił nasilił się i zyskał odpowiednią władzę, Senat Wolnego Miasta zażądał, aby rząd polski usunął Okręgową Dyrekcję Kolejową z Danziga. Aby nie zadrażniać stosunków i uchronić polskich kolejarzy w Danzigu od różnych incydentów prowokowanych przez bojówki hitlerowskie przeniesiono w latach 1933-1935 Dyrekcję Okręgową do Torunia.
Pomimo usunięcia dyrekcji kolejowej z Wolnego Miasta narasta terror niemiecki wobec kolejarzy w służbie polskiej. Na żądanie władz danzigich, polskie pociągi osobowe przejeżdżające przez teren Danziga do Gdyni, musiały mieć przedziały zamknięte na klucz i nie wolno im było się zatrzymywać na stacjach Wolnego Miasta. Dnia 18 lipca 1937 roku został zamordowany w Iławie będący w służbie maszynista toruński Franciszek Junker. Zwłoki znaleziono pod kratą okna sutereny.
Najgorzej miał te rodziny kolejarzy, które mieszkały w Danzigu. Żona polskiego kolejarza, Eryka Bodanziga, dostała zawiadomienie od władz danzigich, aby odbyła dwutygodniowe przeszkolenie. Gdy oświadczyła, ze jest Polką i na żadne szkolenie niemieckie nie pójdzie, została sądownie skazana na sześć miesięcy więzienia za rzekome podanie fałszywych faktów. Jej matkę staruszkę skazano na zapłacenie 100 guldenów.
18 maja 1939 roku na stacji Danzig Główny, tuż przed przejazdem polskiego pociągu pospiesznego, rozkręcono szyny. Nastąpiła katastrofa. Maszynista Paweł Łuczaj stracił rękę, a pomocnik maszynisty Jan Wilczek, został wtłoczony między kocioł, a obudowę. Oprócz poparzeń miał połamane żebra.
W tymże dniu 18 maja 1939 r. z maszynistą Teodorem Wrzosem prowadziliśmy pociąg towarowy do Gdyni. Na stacji Danzig Południe ( w tym czasie nazywała się R.D.Z.) skierowano nas na bocznicę, aby przepuścić pociąg pospieszny, który miał pierwszeństwo jazdy.
W ten sposób my pierwsi bocznymi torami przejeżdżaliśmy po katastrofie obok przewróconego pociągu pospiesznego. Mijając z ograniczoną szybkością 3 km na godz. miejsce wypadku, zapytałem kolejarzy danzigich, jaka jest przyczyna katastrofy. Odpowiedzieli, że sabotaż rozkręcenie szyn. Po powrocie swoje spostrzeżenia i uwagi zgłosiliśmy naszym przełożonym i działaczom Związku Maszynistów. Grudziądzkie koło Związku Maszynistów było dobrze zorientowane w sytuacji kolejarzy Polskich w Danzigu. Nie raz było alarmowane o wydobytych zwłokach w kolejarskich polskich mundurach z kanałów danzigich. I w tym wypadku delegaci związkowi pojechali do Danziga, gdzie w szpitalu skontaktowali się z ofiarami wypadku. Zorientowawszy się, że Niemcy aby zachować twarz, chcą kolejarzom polskim wytoczyć proces i uznać ich winnymi wypadku, postanowili ich wykraść. Na ucieczkę nie zgodził się maszynista Łuczaj, twierdząc że pociąg pospieszny prowadził zgodnie z przepisami i wystąpi z otwartym czołem na procesie. Odmówił, wierząc w sprawiedliwość danzigą.
Z ucieczki skorzystał tylko pomocnik Jan Wilczek. Paweł Łuczaj został skazany przez sąd danzigi na dwa lata więzienia. Takiej to doczekał się sprawiedliwości!.
Po wizycie w Danzigu dr Goebbelsa 24 czerwca 1939 roku, następują dalsze aresztowania polskich kolejarzy. Parowozy polskie były obrzucane kamieniami przez młodzież w brązowych mundurach. Oto tylko kilka faktów w lawinie nie kończących się incydentów.
z forum
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum