Wolne Forum Gdańsk Strona Główna Wolne Forum Gdańsk
Forum miłośników Gdańska

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Ocal Gdańsk od zapomnienia!
Autor Wiadomość
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-01-28, 12:13   Ocal Danzig od zapomnienia!

Wolne Forum Danzig dołącza do akcji "Ocal Danzig od zapomnienia!"

Pomysł jest świetny, bo pamięć ludzka jest ulotna.

Info o akcji ze strony :arrow: danzig.pl

Cytat:
Jaki jest Danzig w Twoich wspomnieniach? Jak bardzo zmienił się na Twoich oczach? Czy przeżyłeś tutaj coś niezwykłego?
Masz okazję o tym opowiedzieć - akcja wspomnieniowa „Ocalić od zapomnienia" powstała z myślą o wszystkich, którym bliski jest Danzig, których losy splatały się z historią miasta.
Przywołaj przeżycia i uczucia sprzed lat, przyłącz się do akcji wspomnieniowej i wspólnie napiszmy niezwykłą historię życia Danziga i jego mieszkańców. Podziel się opowieściami związanymi z Danzigiem, które nigdy wcześniej nie ujrzały światła dziennego i nie pozwól im zaginąć w niepamięci.

Na wspomnienia oraz fotografie dawnego Danziga czekamy pod adresem Gazety Wyborczej Trójmiasto:
80-836 Danzig, ul. Tkacka 7/8
e-mail: maciej.drzewicki@danzig.agora.pl

Akcja trwa do 15 lutego 2009. W tym czasie wybrane opowieści wraz ze zdjęciami pojawią się na łamach „Gazety", a wszystkie umieszczone zostaną na stronie www.gazeta.pl/trojmiasto. Finał akcji stanowić będą słuchowiska radiowe i publikacja nietypowego albumu-pamiętnika dziejów Danziga.

Do akcji dołączyło również Wolne Forum Danzig.

Organizator: Urząd Miejski w Danzigu

Partnerzy medialni: Gazeta Wyborcza Trójmiasto, Radio Danzig.




I jeszcze Gazeta Wyborcza

Cytat:
Danzig, ze swoją ponad tysiącletnią historią, zabytkami pamiętającymi czasy zamierzchłe, jak i miejscami znanymi z historii najnowszej Polski i Europy pozostaje miejscem niezwykłym, jedynym w swoim rodzaju. Ale pamiętajmy, że najbardziej o niezwykłości miasta świadczą zawsze jego mieszkańcy. To nasze małe historie - szczęścia, dramaty, jak i najzwyklejsze życie codzienne - składają się na tę wielką Historię naszego miasta.

Wspólnie z danzigim magistratem mamy dla gdańszczan - obecnych, ale i byłych, którzy Danzig noszą w sercu - propozycję: napiszmy razem historię naszego miasta.

Czekamy na Wasze, związane z Danzigiem historie. Nie muszą to być opowieści długie, opisujące wiele lat. Może szczególnie pamiętacie jakieś konkretne wydarzenie, które miało wpływ na Wasze życie - np. wizytę Papieża, demonstrację lat 80. itp., itd. A może chcecie podzielić się z nami pamięcią o zdarzeniu, które dla Was i tylko dla Was miało wymiar szczególny - pierwszym pocałunku na koncercie Niemena, pierwszej kąpiel w morzu po kilku tygodniach podróży pociągiem, gdy po wojnie jechaliście do "ziemi obiecanej"?

Pod adresem 80-836 Danzig, ul. Tkacka 7/8 (lub maciej.drzewicki@danzig.agora.pl) czekamy na takie wspomnienia oraz na Wasze zdjęcia - przedstawiające Danzig lat minionych, który pozostaje Wam najbliższy, jak i Was samych i Wasze rodziny. Najciekawsze teksty i fotografie będziemy publikować na łamach "Gazety", wszystkie - w internecie na www.gazeta.pl/trojmiasto.

Wspólnie z danzigim Urzędem Miasta chcemy, by finałem akcji stało się wydanie albumu gdańszczan. Zbierzemy w nim Wasze historie, które złożą się w niezwykłą historię naszego miasta.


Oczywiście wszelkie wspomnienia i komentarze mile widziane na forum. :flaga:

ocalic_gdansk.jpg
Plik ściągnięto 42379 raz(y) 175,67 KB

_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
Ostatnio zmieniony przez villaoliva 2009-06-04, 18:18, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
 
lestat 


Pomógł: 1 raz
Wiek: 61
Dołączył: 13 Maj 2008
Posty: 125
Skąd: Sopot
Wysłany: 2009-01-28, 21:01   

o Sopocie mógłbym ze 3-4 dłuższe opowieści "pierdyknąć" .

Bajdełejem czy ktos posiada zdjęcia Sopotu z miejsc :

-rynek przy Sikorskiego
-stawek naprzeciwko II LO
-okraglak na Monciaku ( a głebiej była cukiernia Nawrocki )
-dawne "bunkry" w drodze do Opery Leśnej koło "Ciapkowa"
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-01-29, 22:30   CINEMA PARADISO

CINEMA PARADISO

Na łamach "Gazety" gdańszczanie piszą historię swojego miasta, na którą złożą się ich osobiste wspomnienia. Dziś w cyklu - Tak zapamiętałem Danzig - tekst Anny Wakulik.


1.

Znamy się mało. Najpierw może więc powiem coś o sobie. Na imię mam Ania. Urodziłam się w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym ósmym roku w kwietniu. Właściwie to w pierwszej połowie kwietnia. Dokładnie dwunastego kwietnia. W Danzigu.

Nie przeżyłam żadnej wojny. Nie ocalałam prowadzona na rzeź.

Nie przydarzyło mi się nic, o czym można by napisać dramat.

Nigdy nie przekraczałam żadnej granicy z paszportem, zawsze tylko z dowodem.

Dopiero zamieszkawszy w Niemczech, uwierzyłam, że Mur Berliński istniał naprawdę.

Dopiero tu, doszczętnie zbombardowana obcym językiem, wśród wykwitających co rusz w swojej głowie resentymentów, pomyślałam: jestem z Danziga.

Przez kilka miesięcy wmawiałam sobie po cichu, że właściwie mogłam zostać Szwedką albo Amerykanką, ale po prostu tak wyszło. Pradziadek pomylił samoloty i zamiast wrócić z Francji do ukochanych USA, przez przypadek trafił nad Morze Bałtyckie. Potem nie chciało już mu się jechać z powrotem. Ale ja, która mogę dużo rzeczy powiedzieć po angielsku, pochodzę właściwie z każdego miejsca na świecie. O każdym mogę powiedzieć "moje". Ta Polska i ten Danzig to tylko takie preteksty, litery wpisane w dokumentach. Nic mnie nie boli, jak Niemcy mówią "Polen? Polen! Haraszo!", a Norwegowie pytają: "To wy nie potrzebujecie wiz do wszystkich państw? I naprawdę pogoda jest u was taka sama jak tu? A czas też?". Cóż mnie to obchodzi.

Ale przecież tak nie jest.

2.

Danzig to: pierwsze zakazane papierosy w okolicach rozkruszonego kościoła św. Jana; kompletnie zakazane i dzisiaj wywołujące dreszcze na samą myśl wino "Leśny dzban" na schodach prowadzących prosto do Motławy tuż obok Zielonej Bramy; ersatz dalekich podróży po krajach Ameryki Południowej i Bałkanach pod postacią eksplorowania Dolnego Miasta i Nowego Portu w dniach organicznej niechęci do nauki w najlepszym liceum w mieście; księgarnie, które zniknęły jak porcelana i serwetki z powieści Stefana Chwina, gdzie wydawało się jedyne i ostatnie pieniądze; tajemna mapa pełnych skarbów second-handów, wciąż wzbogacana o nowe punkty; platoniczna miłość do aktorki Doroty Kolak, dla której widziało się "Matkę" i "Męża i żonę" tysiąckroć w Teatrze Wybrzeże; codzienne piętnastominutowe narzekanie na korek na Łostowickiej, kiedy to jednak w autobusach - czytelniach na kółkach - przerobiło się ogrom beletrystyki i co ważniejsze, dramaty; prywatne zakątki: dom, w którym nocował pewnej nocy Hitler z kochanką, schodki niedaleko Wielkiego Młyna, ale nie tam, gdzie wszyscy chodzą, tylko nie powiem gdzie; śliwa na podwórku zaspiańskim, na którym wydarzyły się pierwsze tragedie, okaleczenia i upadki, podwórko chełmskie - arcydzieło turpizmu, ale dla mnie najpiękniejsze, z najgłębszą dziurą w chodniku, w której po deszczu była największa kałuża do wypróbowania nieprzemakalności adidasów.

Sześć tysięcy dziewięćset trzydzieści pięć dni wdychania danzigiego powietrza z małymi przerwami na Warszawę, Kraków i kilka innych miejsc. Sto sześćdziesiąt sześć tysięcy czterysta czterdzieści godzin. Dziewięć milionów dziewięćset osiemdziesiąt sześć tysięcy czterysta minut. Złości, nudy, policzków wydeptanych łzami, przemożnego pragnienia ucieczki albo właśnie spazmów szczęścia, głupiego zadowolenia, myślenia: tu są wszyscy, których kocham.

Potem dwieście siedemdziesiąt dni w Warszawie, sześćdziesiąt w Sopocie, siedem w Czechach, siedem w Rumunii, cztery na Węgrzech, jeden w Austrii, czternaście na Słowacji, dwanaście w Szwecji, pięć na Litwie, po dwa w Zielonej Górze, Kazimierzu Dolnym, Wrocławiu, Krakowie, Zakopanem, a w Szczecinie, Kostrzynie, Poznaniu, Katowicach i Częstochowie - dwie godziny. Sto dni w Berlinie. Wszędzie zasiedlanie nowej przestrzeni, znaczenie terenu wypadłymi włosami i zakwitającymi kubkami z herbatą sprzed tygodnia, brudzenie nieswoich pościeli i dywanów.

3.

Jeżeli jest miejsce, za którym w Danzigu tęsknię, do którego chciałabym sobie niezobowiązująco pójść, ale jest o pięćset kilometrów za daleko, to jest to kompleks bliźniaczych kin Helikon i Kameralne. To jest symbiotyczna para zdecydowanie wyróżniająca się na mapie, którą noszę w głowie. Małe prywatne Macondo w środku miasta eksplodującego coraz to nowymi, z tego samego arkusza jakby wyciętymi obszarami pełnymi sklepów. A tu wszystko zawsze tak samo. Poduchy w Helikonie niezmiennie szaro-pomarańczowo-nieokreślone, pachnące kinowym kurzem, którego to zapachu próżno szukać gdzie indziej. Jak nie ma ludzi, bierze się ich kilka i mości kołyskę lub kokon dla samego siebie. Tylko na godzinę lub dwie. Ileż gum poprzyczepiało się pod krzesłami Kameralnego. Jak ostrożnie otwierało się butelkę z colą, żeby nie syknęła, bo przecież tu nie wypada. Ile nagrań znalazło się na poczcie głosowej po seansie, bo to dzisiaj niemożliwe tak po prostu odłączyć się od wszystkiego. Najpierw rosyjski "Powrót" w Helikonie, a potem "Wszystko gra" Allena w Kameralnym, czy może zacząć od najnowszego Kusturicy na dole i przenieść się później na "Trio z Belleville" u góry? A może dziś tylko Helikon, dwa filmy jeden po drugim? Wertykalnie, horyzontalnie - jaki mamy dziś stosunek do rzeczywistości?

Gdybym miała obliczyć, w którym miejscu w Danzigu doświadczyłam największego stężenia przyjaźni, to właśnie tu. Wszyscy, którzy odlecieli do Chin i Jemenów, albo właśnie zostali w Trójmieście, gdy mnie tam nie ma, i którzy są dla mnie najważniejsi na świecie, mijali się kiedyś ze mną na korytarzach tego kina. Trzy szalenie ważne dla mnie Profesorzyce poznałam właśnie tam. Panów, panie. A ile randek z samą sobą tam odbyłam, o bogowie i boginie!

Te dwie maleńkie sale są dla mnie esencją kina w ogóle. Świątynią uciekających przed życiem. Królestwem eskapizmu. Nieskażoną przestrzenią sacrum.

4.

Legenda ukraińska głosi: pewnego razu pastuch zapomniał, skąd pochodzi. Po prostu stał ze swoimi zwierzętami i nagle magicznym sposobem wymazała mu się z głowy cała wiedza o domu. Znał swoje imię, ale nie pamiętał, gdzie się urodził. Zwierzęta zaczęły od niego uciekać. Zrozpaczony pastuch chodził od domu do domu, pukał do drzwi, ale ludzie zachowywali się dziwnie - otwierali, omiatali spojrzeniem przestrzeń i znikali w środku, nie zważając na krzyki i apoplektyczne gesty pastucha.

Stał się niewidzialny.


To była kara od Boga, bo pastuch całymi dniami wyobrażał sobie, że jest czarnym księciem w Afryce, skośnookim rybakiem na Antarktydzie, bogatym panem z Francji. Wyobrażał sobie też, że owieczki to wielbłądy, z których każdy wart jest tyle, że można by za to wybudować cały pałac.

Pastuch umarł w lesie. Miał co jeść, ale przecież nie istniał. Nie mógł istnieć inaczej niż w swojej pastuchowatości.


Fot. Renata Dabrowska / AG
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-01-29, 22:34   

To był bardzo dobry wybór



To zdjęcie, zrobione w lipcu 1948 r., przedstawia mnie (na pierwszym planie) i mego przyjaciela na gruzach kościoła Mariackiego. W lipcu 1948 r. przebywałem na wczasach studenckich jako student I roku Akademii Handlowej w Poznaniu. Mieszkaliśmy wówczas w Danzigu-Jelitkowie przy ulicy - obecnie - Jantarowej.

Wówczas pierwszy raz zobaczyłem morze i Danzig i postanowiłem po ukończeniu studiów właśnie w Danzigu podjąć pracę i zamieszkać.

Danzig, mimo ówczesnych zniszczeń, bardzo mnie zainspirował. Udało się mi spełnić ówczesne marzenie. W sierpniu 1951 r., już z dyplomem ukończenia AH Poznań, przyjechałem tu. Podjąłem pracę od 1 września 1951 r. w Stoczni Danzigiej, nr ewid. 16178.

W maju 1960 r. wstąpiłem w związek małżeński z Katarzyną Urbanowicz. Też upodobała sobie Danzig i tutaj się osiedliła z rodzicami w 1945 r. jako repatriantka z Wilna. Ukończyła studia w Akademii Medycznej w Danzigu.

Na Uniwersytecie Danzigim uzyskałem tytuł magistra ekonomii za pracę "Efektywność mechanizacji w Wydz. Montażu Instalacji Okrętowych (W-2) Stoczni Danzigiej".

W stoczni pracowałem do 1974 r. - przeżyłem wiele tragicznych wydarzeń, ale i budujących przemian.

W 1974 r. przeniosłem się służbowo do CMIE "Centromor" i tutaj pracowałem aż do przejścia na wcześniejszą emeryturę.

Mieszkaliśmy z żoną przy ul. Marchlewskiego 2/1, obecnie R. Dmowskiego. W czasie tłumienia demonstracji Solidarności, ZOMO wstrzeliło do naszego mieszkania świecę dymną, co spowodowało znaczne zniszczenia.

Jako mieszkaniec Danziga od 1951 r., a więc po przeszło 57 latach, mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że dokonałem właściwego wyboru miejsca pracy i życia.

W Danzigu przeżyłem najwspanialsze lata i mówię z całym przekonaniem: "Danzig - to jest moje miejsce".

Jakże wspanialszy i piękniejszy jest GDAŃSK roku 2008.


Tadeusz Chudziński
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-01-29, 22:37   Niezapomniane podwórko

Niezapomniane podwórko



Moje najmilsze wspomnienia związane z Danzigiem dotyczą ulicy Żabi Kruk i okolic. W nowych blokach naprzeciwko Unimoru w latach 60. zamieszkali moi rodzice. Z przodu była ulica, a z tyłu Opływ Motławy zwany Kanałem. Stroma skarpa - umocniona kamieniami jeszcze przez Niemców - prowadziła nad brzeg. To było fantastyczne miejsce zabaw. Na zboczu rosły stare kasztany i lipy. Często starsi chłopcy zawieszali grubą linę z kawałkiem deski na końcu i była to świetna huśtawka. Lina sięgała na górę skarpy i bujała się aż do wody. Niezwykłych wrażeń dostarczało takie huśtanie się nad wodą.

Obecnie Zakłady Elektroniczne Unimor, gdzie produkowano TV Neptun i Siesta, nie istnieją. W tym budynku przeprowadzono remont (zmiana okien i elewacji) i mieści się w nim Wyższa Szkoła Bankowa oraz Urząd Skarbowy.

Dno rzeki opadało łagodnie i często w niej brodziliśmy. Jednak latem rodzice nie pozwali dzieciom się kąpać. Uważali, że woda jest brudna, a dno niepewne. Mimo wszystko nigdy nie zdarzyło się, żeby jakieś dziecko utonęło, choć nieraz doszło do przymusowych kąpieli, gdyż niekiedy ktoś wpadł do wody. Starsi chłopcy, nastolatki - często pływali pod mostem na ulicy Toruńskiej. Widowiskowe były ich skoki z barierki mostu.

Po drugiej stronie Kanału była stacja towarowa, a tam pionowy mur aż do wody. Przyjeżdżały pociągi towarowe, rozładowywano je, towar trafiał do magazynów, a potem ciężarówkami rozwożono go dalej. Niedaleko na ulicy Toruńskiej mieściła się wytwórnia octu i musztardy. Często stamtąd dolatywał kwaśny zapach.

Teraz po stacji zostały magazyny. Pociągi nie jeżdżą, a jak mnie doszły słuchy, teren ma być sprzedany deweloperowi i powstaną nowe bloki.

Wracając do Kanału. Po mojej stronie, nad brzegiem stały dwa baraki z kajakami. Należały do klubów i nie można było wypożyczyć sprzętu wodnego. W stromej skarpie było ujście studzienki burzowej obudowanej murkiem, a od góry bez zabezpieczenia. Ponieważ w TV pokazywali serial "Czterej pancerni", ta studzienka udawała czołg. Można w niej było swobodnie usiąść zarówno w środku, jak i na brzegu, czyli we włazie. Lufa to oczywiście okrągły wylot rury burzowej. Zresztą ta studzienka była zawsze sucha, więc chyba nie miała połączenia z siecią. Jesienią często paliliśmy w niej ognisko z ziemniakami.

Nad brzegiem rzeki leżała rozbita szalupa. Sztuką było na nią wejść, gdyż właśnie rufę miała częściowo rozbitą, a na dnie łodzi prawie zawsze była woda. Służyła nam za statek, którym "pływaliśmy" po wszelkich morzach.

Inne miejsca rzeki były porośnięte trzciną i szuwarami. To były nieduże kępy wodnej roślinności. Z urwanych liści robiliśmy stateczki i puszczaliśmy na wodę, mówiąc: "płyń po morzach i oceanach".

Zimą Kanał służył za lodowisko. Najpierw musiał dobrze zamarznąć. Trzeba było poczekać na kilka dni porządnych mrozów. Najlepiej takich po -20 i przez co najmniej trzy dni.

Potem starsi chłopcy wchodzili na lód i sprawdzali jego wytrzymałość. Jak rodzice widzieli, że oni jeżdżą, to pozwalali i mnie. Zwykle były odśnieżone dwa lub trzy lodowiska. Jedno dla hokeistów, a pozostałe dla innych dzieci. Światło padało ze stacji towarowej i można było jeździć do późnego wieczora.

W 1977 r. wszystko się zmieniło. Brzeg umocniono, zrobiono barierki i do wody dojść nie można. Jeden barak z kajakami rozebrano, a w drugim można wypożyczyć sprzęt pływający.

Każdej jesieni puszczałam latawce. Były one zrobione z kalki technicznej rozpiętej na rusztowaniu z listewek i miały kolorowy ogon z bibułki karbowanej. Najtrudniej było ustalić równowagę, tak by latawiec równo leciał, a nie kręcił się wokół osi. Ponieważ blisko naszych domów nie było miejsca (drzewa, linie elektryczne, latarnie itp.), chodziłam na Bastion św. Gertrudy lub Żubr. W tamtych czasach to było odludne i spokojne miejsce. Raz pamiętam, że latawiec "złapał wiatr" i odwinął całe 800 m sznurka. Miałam dylemat, czy go puścić, czy nie. Puściłam.

Natomiast zimą na Gertrudzie istniał naturalny tor saneczkowy z ostrym zakrętem. Zjeżdżało się z samej góry, w połowie trasy trzeba było lekko przyhamować i zawrócić sanki o 90 stopni. Kto tego dobrze nie zrobił, wylatywał przez ziemną bandę na dół zbocza.

Teraz Gertruda jest już uporządkowana, nie ma bandy, a na ostatnim odcinku są schody.

W każdy poniedziałek i czwartek już od rana jechały furmanki na targ przy ul. Chmielnej. Wiozły warzywa i owoce. Potem targowisko przeniesiono na ul. Elbląską, a furmanki zostały wyparte przez samochody. Natomiast zupełnie inny hałas tworzyła kolumna czołgów, która przejeżdżała naszą ulicę w drodze na stację towarową. Tam żołnierze załadowywali sprzęt wojskowy do pociągu i jechali na poligon. My, dzieci, machaliśmy do nich i biegliśmy za nimi. Przecież każdy z nas chciał zostać "pancerniakiem".

W 1977 r. zmieniliśmy mieszkanie. Jednak zabawy nad Kanałem pozostały w mojej pamięci.

Autorka o sobie

Mam 46 lat. W latach 1962-77 mieszkałam na ulicy Żabi Kruk, a obecnie na Suchaninie. Skończyłam I LO w Danzigu, a potem szkołę policealną w zawodzie technik elektroradiologii. Tak to skomplikowanie brzmi, a w sumie to potrafię obsługiwać aparaturę medyczną. 17 lat przepracowałam w gabinecie EKG. Potem zdobyłam licencjat z zakresu teologii. Obecnie zawodowo nie pracuję. W ramach wolontariatu składam pismo parafialne "Dom na Skale". Czasem napiszę jakiś artykuł.

Maryla Bertrand

Czytelnicy, do piór!

Wspólnie z danzigim magistratem mamy dla gdańszczan - obecnych, ale i byłych, którzy Danzig noszą w sercu - propozycję: napiszmy razem historię naszego miasta. Pod adresem: 80-836 Danzig, ul. Tkacka 7/8 (lub: maciej.drzewicki@danzig.agora.pl) czekamy na Wasze wspomnienia oraz zdjęcia - przedstawiające nasze miasto lat minionych. Najciekawsze teksty i fotografie publikujemy na łamach "Gazety" i na: www.gazeta.pl/trojmiasto
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-01-30, 20:18   

Tak przy okazji tej akcji przytoczę zaproszenie które otrzymałem z NCK

Cytat:
5 lutego o godzinie 18.00 w Galerii Nadbałtyckiego Centrum Kultury rozpocznie się wystawa Piotra Wittmana zatytułowana "Requiem". Jest to pełen zadumy i wzruszeń projekt na wysokim poziomie technicznym opowiadający o znikającym pokoleniu i znikających z nim budynkach, przestrzeniach, częściach miasta.

Serdecznie zapraszamy i zachęcamy do zapoznania się z filmem prezentującym projekt.


:arrow: Zapomniane Miasto - Requiem

_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
fritzek 
Oberkalarepa


Pomogła: 10 razy
Wiek: 47
Dołączyła: 07 Maj 2008
Posty: 3529
Skąd: Neufahrwasser b. Danzig
Wysłany: 2009-01-30, 20:57   

Bardzo fajny film, i ogólnie cały projekt. Moje klimaty.
_________________
Rzaba żądzi!
Neufahrwasser...Neufahrwasser
 
 
 
Sikorzanka 

Dołączyła: 02 Lut 2009
Posty: 55
Skąd: Gdańsk Kiełpino Górne
Wysłany: 2009-02-02, 23:57   

Pomysł fantastyczny, mam tylko jedno "ale". Otóż akcja trwa do 15 lutego i do tego dnia pan Maciej Drzewicki (e-mail: maciej.drzewicki@danzig.agora.pl) jest na urlopie:)
Wysłałam parę dni temu tekst wspomnieniowy z fotkami i taką właśnie automatyczną informację zwrotną otrzymałam;)
_________________
Sikorzanka
 
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-02-03, 00:01   

Miejmy nadzieję, że ktoś jednak pocztę odbiera.
Postaram się tego dowiedzieć.
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
Sikorzanka 

Dołączyła: 02 Lut 2009
Posty: 55
Skąd: Gdańsk Kiełpino Górne
Wysłany: 2009-02-03, 00:13   

Odbiera:) To już sprawdziłam, bo dzisiaj wysłałam na dwa kolejne adresy email . Nie wynika jednak z tego, że ktokolwiek inny "przejął pałeczkę" od pana Macieja. Hmm, akcja trwa już dość długo i tylko trzy teksty? To raczej dziwne:)
_________________
Sikorzanka
 
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-02-03, 00:34   

No rzeczywiście jest zwrotka
Cytat:
Do 15 lutego jestem na urlopie. W sprawach pilnych proszê o kontakt z Markiem Górlikowskim (marek.gorlikowski@danzig.agora.pl) lub Marcinem Rêczminem (marcin.reczmin@danzig.agora.pl.
Maciej Drzewicki
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
Sikorzanka 

Dołączyła: 02 Lut 2009
Posty: 55
Skąd: Gdańsk Kiełpino Górne
Wysłany: 2009-02-03, 00:39   

Pytanie, czy akcja "Czytelnicy do piór" to pilna sprawa :mrgreen:
_________________
Sikorzanka
 
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-02-03, 11:13   

Otrzymałem odpowiedź:
Cytat:
Z Pana tekstem nic złego się nie stanie, akcja nie trwa do 15 lutego, będziemy teksty przesłane w tym Pana drukować przez następne tygodnie, ale kiedy dokładnie nie umiem Panu powiedzieć, ponieważ mamy bardzo dużo wspomnień

pozdrawiam

Marek Górlikowski
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
Sikorzanka 

Dołączyła: 02 Lut 2009
Posty: 55
Skąd: Gdańsk Kiełpino Górne
Wysłany: 2009-02-03, 11:27   

O! Villaoliva, napisałeś jakiś tekst? A zdradzisz tajemnicę O CZYM? :hihi:
_________________
Sikorzanka
 
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-02-03, 11:29   

O koordynacji akcji. Widocznie się spodobał ;-)
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Partnerzy WFG

ibedeker.pl