|
Wolne Forum Gdańsk Forum miłośników Gdańska |
|
Historia - Skarszewska legenda o ogromnym raku
ezet - 2016-09-11, 19:30 Temat postu: Skarszewska legenda o ogromnym raku SKARSZEWSKA LEGENDA O OGROMNYM RAKU
Z pokolenia na pokolenie opowiadano w Skarszewach starą legendę o ogromnym raku przykutym łańcuchem do przyczółka mostu młyńskiego. Jeszcze w okresie międzywojennym znali ją wszyscy skarszewianie, zarówno dorośli jak i dzieci. Obok godła Skarszew był to najbardziej wyrazisty symbol grodu nad Wietcisą. Może świadczyć o tym fakt, że Skarszewy nazywane były przez Niemców „Krebsstadt” („miasto raka”). A skarszewska drużyna piłkarska, prawdopodobnie krótko przed I wojną światową, przyjęła nazwę „Krebs”, czyli rak.
Rodowód legendy o Zdobysławie
Po ostatniej wojnie wiekowa legenda o raku przykutym do mostu powoli poszła w zapomnienie. W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku prawie nikt już jej nie pamiętał. Postać wielkiego raka pojawiła się przed końcem minionego stulecia w publikacji pt. „Legendy Skarszew i okolic” (1998). A dokładnie w „Legendzie o raku i miłości Zdobysława Pani do młynarzówny Danusi”, opracowanej przez Małgorzatę Gołuńską-Went. Na wstępie zbioru „Legend Skarszew i okolic” znajduje się stwierdzenie Marii Myszkier, że zamieszczone tam podania narodziły się „dawno, dawno temu” i „przekazywane były z pokolenia na pokolenie w formie ustnej”. Okazuje się jednak, że legenda o Zdobysławie powstała stosunkowo niedawno, pod koniec lat pięćdziesiątych minionego wieku. Napisał ją burmistrz Skarszew Zygmunt Zieliński (pełniący tę funkcję od 1946 do 1949 r.) z okazji narodzin syna Zdobysława, zdrobniale nazywanego Sławkiem. I niewiele ma ona wspólnego z powszechnie znaną ongiś w Skarszewach starą legendą. Poniżej przedstawiam opowieść Zygmunta Zielińskiego w nieco skróconej wersji.
Sławek Pania i diabelski rak
Przed wiekami w skarszewskim młynie pracował syn ubogiego kmiotka Zdobysław Pania, który zakochał się w Danusi, córce młynarza. Stary młynarz był z tego bardzo zadowolony, gdyż chłopak wykazywał się wielką pracowitością. Zapewne wszystko skończyłoby się szczęśliwie, gdyby młyna nie zarekwirowali Krzyżacy, zmuszając młynarza i Sławka Panię do ciężkiej pracy od świtu do nocy. Któregoś dnia krzyżacki komtur zauważył, że chłopak w czasie pracy często zerka na piękną Danusię. – Nie dla ciebie ten smaczny kąsek – powiedział do Sławka. Za te słowa chłopak uderzył komtura w twarz. Krzyżak zemścił się na Sławku, przykuwając go łańcuchem do mostu młyńskiego przy śluzie. Gdy zrozpaczony chłopak leżał w wodzie na kamieniach, pojawił się diabeł i w zamian za duszę zaproponował mu uwolnienie. Zdobysław tak bardzo pragnął zobaczyć ukochaną, że przyjął diabelską propozycję. Zadowolony czart natychmiast zamienił go w gawrona, a przemieniony Sławek zaraz pofrunął do zamku, w którym pracowała Danusia. Diabeł zaś, przybierając postać wielkiego raka przykutego łańcuchem, zajął miejsce Zdobysława i zaczął atakować przechodzących Krzyżaków. Rozgniewało to komtura, który kazał swoim rycerzom zebrać duże głazy i z mostu rzucać nimi w raka. Ludzie komtura przystąpili do dzieła i tak długo walili w raka głazami, aż pękła mu skorupa. Wtedy diabeł czmychnął w nurt Wietcisy. Danusia nie wiedząc, że zakochany w niej chłopak krąży nad nią w postaci gawrona udała się na grodzisko zwane Paniną Górą i opłakiwała tam Sławka. Tak wiele łez wylała, że na zboczach Paninej Góry nie rosną już krzewy i drzewa. Podobno zamieniony w gawrona Zdobysław do dziś lata nad Skarszewami. A rozpoznać go można po tym, że otacza go stado kawek i wron oraz po jego okrzyku: ja-pan… ja-pan… ja-pan… Jako pamiątka po tym wydarzeniu pozostał tkwiący w przyczółku mostu hak, do którego przykuty był zmieniony w wielkiego raka diabeł, a w korycie rzeki wciąż leżą głazy, którymi w niego rzucano.
Jeszcze jedna opowieść o raku
Drugą opowieścią o raku, opublikowaną w „Legendach Skarszew i okolic”, jest podanie pt. „Zaklęty rak w Skarszewach”. Opowieść tę opracowała Maria Gołuńska na podstawie kociewskiej wersji legendy Władysława Kirsteina. Z podania dowiadujemy się, że w nurcie Wietcisy, u podnóża skarszewskiego grodu, żyła rodzina dużych raków. Przez wieki lud żył z rakami w zgodzie. Skończyło się to wtedy, gdy na budowę zamku, murów miejskich, śluzy i młyna zaczęto z rzeki wydobywać głazy, wśród których mieszkały raki. Nie mając już warunków do życia opuściły Skarszewy, rzucając urok na gród i mieszkańców. Pod śluzą został tylko najstarszy z raków, który w zmowie z tajemnymi siłami nękał Skarszewy, co spowodowało, że od grodu odwróciło się szczęście. Nastał czas klęsk i niepowodzeń. Miasto, zamiast się rozwijać, cofało się jak raki. Od pewnego czasu rak nie daje już o sobie znać, choć podobno wciąż można go wypatrzeć w nurcie rzeki przy śluzie.
„Krebsstadt”, czyli „miasto raka”
Do napisania tego artykułu i zaprezentowania zapamiętanego w dzieciństwie podania o ogromnym skarszewskim raku zachęciła mnie lektura książki z 1999 r., autorstwa Rolanda Borchersa pt. „Berenter Sammlung Erinnerungen und Erzählungen” (Kościerski zbiór wspomnień i opowieści). A właściwie opowieść Reimunda Höhne zawarta w rozdziale pt. „Erinnerungen an die Krebsstadt” (Wspomnienia z „miasta raka”). Höhne przypomniał tam podanie o ogromnym raku uwiązanym na grubym łańcuchu przy śluzie, ograniczając się do stwierdzenia, że legendarny rak straszył tylko bardzo złych ludzi. Wiadomo jednak, że dzięki popularności tego podania Skarszewy nazywano „miastem raka”, choć stara legenda nie była tak barwna jak opowieść burmistrza Zielińskiego. Po raz pierwszy podanie o raku usłyszałem w dzieciństwie od kołodzieja skarszewskiego Józefa Herbasza i jego syna Leonarda oraz innych sędziwych mieszkańców grodu nad Wietcisą. Według ich opowieści w ogromnego raka został zaklęty duch zmarłego rycerza, który w takiej postaci odbywał pokutę za ciężkie przewinienia. Gdy mostem młyńskim na podzamczu przechodził jakiś zły człowiek, rak mający siedlisko przy śluzie potrafił go tak skutecznie wystraszyć, że ten zaraz biegł do kościoła, gdzie przed ołtarzem ślubował poprawę. Biada jednak temu, kto się nie poprawił i dalej źle czynił, bo następnym razem wielki rak chwytał takiego niegodziwca potężnymi szczypcami i wciągał w nurt rzeki. Powiadano, że miał taką siłę, iż mógł porwać pod wodę nawet jeźdźca wraz z koniem. A pełnił swą misję gorliwie, gdyż każdy dzień zbliżał go do upragnionego kresu pokuty, uwolnienia z rakowej skorupy i wiecznego zbawienia. Znając moc tej opowieści rodzice jeszcze w okresie międzywojennym straszyli rakiem krnąbrne dzieci. I podobno strach przed rakiem niekiedy skutkował bardziej od ojcowskiego pasa. Od długiego czasu nikt już nie widział przy śluzie ogromnego raka, można więc przypuszczać, że wielowiekowa pokuta ducha rycerza została wreszcie wypełniona.
Wielki rak jako element promocji
Obecnie Skarszewy przygotowują się do rewitalizacji Starego Miasta. Coraz częściej mówi się o rozbiórce niepasującej do zabytkowego rynku dość monstrualnej fontanny. Może więc warto rozważyć ozdobienie nowej fontanny legendarnym symbolem dawnych Skarszew w postaci rzeźby dużego raka, choć bardziej właściwym miejscem dla realizacji tego pomysłu byłoby sąsiedztwo młyńskiej śluzy. Nie ulega jednak wątpliwości, że pojawienie się przykutego łańcuchem wielkiego raka ze skarszewskiej legendy, mogącej mieć nawet średniowieczny rodowód, stanowiłoby atrakcyjny element promocji grodu nad Wietcisą.
Edward Zimmermann
Polska Dziennik Bałtycki
Dziennik Kociewski, 9.09.2016 r.
|
|